Porażką zakończyliśmy rozgrywki sezonu 2010/2011 w Lidze Futsalu Pszczyna-Suszec-Goczałkowice.

Przebieg 30 minut niedzielnego meczu nie zapowiadał naszej porażki. My kontrolowaliśmy grę, a Cadi-Car mimo, iż stwarzał sobie akcje podbramkowe, to jednak tego dnia nie miał szczęścia. Na prowadzenie dosyć szybko wyprowadził nas „Krzycho”. W podziękowaniu za poprzedni mecz, w starciu z „Samochodziarzami” wyszedł w pierwszym składzie. I szybko odwdzięczył się bramką. W zamieszaniu pod bramką Jelenia zachował się najprzytomniej i z najbliższej odległości dał nam prowadzenie.

Cadi-Car rzucił się do odrabiania strat. Ale na przeszkodzie zawsze stawał im któryś z obrońców lub świetnie interweniujący w pierwszej połowie „Tevez”. W 12 minucie wynik podwyższa „Skaza” i losy meczu zaczynają iść w dobrą dla nas stronę, a CC jest coraz bliżej drugiej ligi. Niestety jeszcze w pierwszej połowie zostawiamy za dużo miejsca Maćkowi Grygierowi, po którego strzale piłka odbija się od słupka i wpada do naszej bramki. Cadi-Car zdobywa bramkę kontaktową. Odpowiedź z naszej strony nadchodzi jeszcze w pierwszej połowie. Piłkę na naszej połowie przejmuje „Kroki”, zagrywa ją do „Walusia”, ten podbiegł z nią prawym skrzydłem i zagrał prostopadle do niepilnowanego „Majora”, który z najbliższej odległości pokonuje Jelenia.Pierwsza połowa kończy się satysfakcjonującym nas wynikiem.

Początek drugiej połowy to okazja do rozstrzygnięcia losów meczu. Na przestrzeni minuty „Skaza” dwukrotnie staje przed możliwością zdobycia kolejnych bramek, ale za każdym razem pudłuje, a w pierwszej sytuacji mógł zagrać do dobrze ustawionego „Wafla”. Nie od dziś wiadomo, że niewykorzystane sytuacje się mszczą. Kolejny raz Maciek Grygier wykorzystuje więcej swobody jaką dał mu „Kret” i drugi raz w tym meczu strzałem od słupka zdobywa bramkę kontaktową. Nadal to jednak my jesteśmy na prowadzeniu i gramy dalej na luzie. Po jednej z kontr piłkę przy aucie na lewym skrzydle otrzymuje „Waluś”, zagrywa ją do środka do „Krokiego”, a ten strzałem z pierwszej piłki daje znów dwubramkowe prowadzenie Ełce. Wszystko układało się po naszej myśli do 33 minuty. Wtedy zaczęły się dziać na boisku niewytłumaczalne rzeczy.

Najpierw „Tevez” niepotrzebnie wychodząc z bramki do piłki zmierzającej poza boisko wykopuje ją do środka wprost pod nogi jednego z graczy Cadi-Caru. Ten nie namyślając się strzela. Piłkę po drodze blokuje „Wafel” i zmierzała ona na róg. 'Tevez” jednak zdecydował się na chwycenie jej i zrobił to tak niefortunnie, że... wrzucił ją sobie do bramki! Kuriozalna bramka wywołała wybuch śmiechu wśród zgromadzonych na trybunach kibicach. To jeszcze jednak nie koniec wpadek „Teveza”. Chwilę później dostaje on piłkę od jednego z obrońców, chce ją zagrać do „Wafla” jednak ta ląduje pod nogami Hamerlaka i ten doprowadza do remisu. Cadi-Car idzie za ciosem. „Skaza” daje sobie w krótkim czasie dwa razy odebrać piłkę, a Paszek nie zwykł marnować takich „prezentów”. Czarę goryczy przelał „Dziabdziak”, który swobodnie biegał za plecami obrońców i po otrzymaniu piłki z najbliższej odległości pokonuje „Teveza”.

Tym sposobem przegrywamy na własne życzenie wygrany dla nas mecz. Cadi-Car dzięki temu zwycięstwu przedłużył swoje szanse na utrzymanie w lidze, bo nieoczekiwanie punktami z Undergraso podzielił się Japi-Bud. My nawet mimo braków kadrowych powinniśmy dociągnąć korzystny dla nas wynik do końcowego gwizdka. Seria indywidualnych błędów sprawiła, że skończyło się inaczej. Tyle dobrze, że już przed tym meczem mieliśmy zapewniony pierwszoligowy byt, bo mogło się to różnie skończyć w końcowym rozrachunku.