Niestety przegraliśmy „mecz o wszystko” z Cadi-Carem choć momentami, szczególnie w pierwszej połowie, prezentowaliśmy się znakomicie. Liczą się jednak bramki, a te w drugiej połowie strzelali rywale, czym praktycznie zdegradowali nas do drugiej ligi.


Dwa lata temu rywalizowaliśmy z Cadi-Carem w grupie spadkowej i w pierwszym meczu po Nowym Roku pokonaliśmy ich 3:1 przyczyniając się tym samym do ich późniejszego spadku do drugiej ligi. Teraz wszystko wskazuje na to, że role się odwróciły. Co prawda Cadi-Car mimo zwycięstwa z nami nie może być pewien utrzymania w lidze, ale nasza sytuacja w tabeli jest już prawie jednoznaczna.



Mimo, że na meczu mieliśmy tylko dwóch zmienników udanie rozpoczęliśmy spotkanie. W pierwszej połowie dyktowaliśmy warunki gry i co rusz stwarzaliśmy sobie okazje bramkowe. Ale w 200-stu procentowych wręcz sytuacjach pudłowaliśmy. Dwukrotnie idealnie piłkę zagrywał „Waluś”. Raz zagrał ją „Krokiemu”, któremu pozostało dołożyć nogę, ale ten skiksował. W drugim przypadku znakomite podanie zmarnował „Qba”, który z bliskiej odległości nie zdołał pokonać bramkarza. Cadi-Car starał się stworzyć coś w ofensywie, ale dobrze graliśmy w obronie. Niemniej w 18 minucie mieliśmy na koncie już 4 przewinienia i następny faul groził przedłużonym rzutem karnym. Na szczęście udało się tego uniknąć. Praktycznie w ostatniej akcji meczu wyszliśmy z kontrą. „Qba” długo biegł z piłką, w końcu dograł ją na lewe skrzydło do „Kreta”. Ten miał przed sobą tylko bramkarza, a na drugim skrzydle wolnego „Krokiego”. Zdecydował się na strzał po krótkim słupku i otworzył wynik. Wydawało się, że bramka do szatni rozwiąże worek z bramkami. Dla „Kreta” była to pierwsza bramka dla Ełki od… prawie roku – ostatni raz na listę strzelców trafił 22 stycznia 2012 roku pokonując bramkarza Japi-Budu.



Rozwiązała, ale u przeciwnika. Na drugą połowę wyszła jakby inna Ełka. Mieliśmy problemy z rozgrywaniem akcji na połowie Cadi-Caru, a w obronie przytrafiały się nam głupie błędy. No i stało się to przed czym najbardziej ostrzegaliśmy – pozwoliliśmy dojść do strzału „Dziabdziakowi”. Cadi-Car wyszedł z kontrą, „Waluś” nie wrócił za „Dziabdziakiem”, a ten strzałem z czubka buta zmieścił piłkę pod poprzeczką naszej bramki. Decydujące bramki straciliśmy jednak między 28 i 29 minutą. Wtedy dwie kolejne akcje zakończyły się stratą bramki. Najpierw tuż przed polem karnym „Dziabdziaka” sfaulował „Kroki”. Sam poszkodowany był wykonawcą rzutu wolnego, zagrał przytomnie do „Globusa”, który strzałem z pierwszej piłki znalazł drogę do naszej bramki. Chwilę później „Kroki” niecelnie zagrywał do „Walusia”, piłkę przejęli rywale, przeprowadzili szybką kontrę i było już 3:1.



Nam z przodu nawet jak coś wychodziło, to brakowało skuteczności. W słupek trafił np. „Olej”. Kilka razy sprytnie wymanewrowaliśmy obronę i zagrywaliśmy na drugie skrzydło lub przed pole karne, ale tam brakowało naszego zawodnika do wykończenia akcji. No i trzeba wreszcie przyznać, że mecz miał szybkie tempo i w ostatnich dziesięciu minutach brakowało nam już sił. Po jednej z akcji „Samochodziarzy” „Domin” rozpoczął kontrę. Naciskany z tyłu „Qba” chciał wycofać piłkę do tyłu do „Krokiego”, ale ten ruszył w międzyczasie z akcją. W ten sposób sprezentowaliśmy piłkę Cadi-Carowi – wyszli oni z akcją 2 na 1 na „Domina” i podwyższyli prowadzenie. Najbardziej wymowna była jednak bramka na 5:1, gdy dwóch zawodników rywali wymanewrowało „Oleja” i „Kreta” kilkoma krótkimi podaniami i na koniec ulokowali piłkę w siatce naszej bramki.



W tym sezonie mamy jakąś dziwną przypadłość, że nie potrafimy zagrać dwóch dobrych połów. Zdarzało się to już w poprzednich meczach, zdarzyło się też w ubiegłą niedzielę. Po pierwszych 20 minutach powinniśmy mieć rywali na widelcu prowadząc minimum 3:0. Co nie zmienia faktu, że w drugiej połowie graliśmy katastrofalnie w obronie. Zbyt łatwo ulegliśmy Cadi-Carowi jak na mecz o być albo nie być w pierwszej lidze.



Skład: Kościelny – T. Kroczek, S. Krawczyk, Krętosz, Olejarczyk, T. Wala, Kordoń